piątek, 29 lutego 2008

# 8

(do głowy mi to wpadło, podczas spaceru z psem. Jest też i drugie, ale czeka na przelanie na papier)

wtorek, 26 lutego 2008

# 7 - Bardzo lubię metropolie, dlatego często jeżdżę do Kielc.

To powyżej to cytat z jednej posłanki Samoobrony, sprzed 2-3 lat (tak gwoli wyjaśnienia).

Wybraliśmy się zatem do Kielc, gdzie punktem programu miał być mecz miejscowej Korony z Wisłą Kraków, inaugurujący wiosenną rundę naszej extrasuperfajnejklasy. Wszystko szło gładko, aż do momentu kiedy władze Korony nie wprowadziły zakazu wpuszczania na ten mecz osób zameldowanych w Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku. A że Koko gdańszczanka pełną gębą, to blond tips z kasowego okienka biletu sprzedać nie chciał. Zasugerował jednak rozmowę z szefem ochrony co zaowocowało sukcesem: bilety w łapie - jesteśmy na trybunach. A tam 14 tysięcy luda się zebrało: mężowie z żonami, dziadkowie i wszędobylskie dzieciaki rozpieszczane pudłami "krówek" -słowem: stadion rodzinny. Sam obiekt, może cudem architektury nie jest ale obie (górna i dolna) trybuny zadaszone, z których tynk nie odpada i murawa ładna.
Samo widowisko ekscytujące nie było co nie znaczy, że wiało nudą bo i parę ciekawych akcji można odnotować. U miejscowych w bramce debiutował kadrowicz Kowalewski, u gości Łobodziński. Mimo urwania Wiśle dwóch punktów szkoda, że Korona nie wygrała - jednak kielczanie pokazali się z dobrej strony ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Kibicie obu drużyn również nie zawiedli: doping głośny, konkretny i klasycznie oprócz wzajemnych docinek oberwało sie PZPN-owi.
Sama oprawa raczej uboga (jedna mała flaga) ale i to plus oryginalne przyśpiewki przyjdą z czasem, wszakże to młoda drużyna mająca młodych fanów.
I to by było na tyle o samym meczu, jeśli o czymś zapomniałem to dopisze Koko - wracamy do hotelu.
Na miejscu jak z folderu: megawygodne łóżko, plazma... ech wymieniać :) ogólnie schludnie, czysto, luksusowo i tak sobie myślę, że nie warto szukać tańszych noclegowych miejsc a wybrać te o komfortowych warunkach - człowiek czuje się zdecydowanie lepiej.

[to powyżej pierwotnie brzmiało nieco inaczej, lecz wrażliwy na brzydotę słowa redaktor Chi postanowił pokazać mi szczyptę prawdziwego reportażu i przeredagował powyższy fragment. Miał zrobić po swojemu cały wpis, ale zmiękła mu rurka :) dzięki zią! A dalej już po mojemu..]

Tak więc nie ma co sie szczypać - patrzymy gdzie jest Qubus Hotel, bukujemy nocleg albo dwa i jedziemy. Naprawdę fajna sprawa.

Kielce jako miasteczko bardzo sympatyczne. Co trzeba podkreślić - barrrdzo mili ludzie! Szkoda, że mieliśmy w zasadzie parę godzin żeby popatrzeć na miasto, bo parę rzeczy było tam wartych zobaczenia. Może kiedyś? Dobrze czasem zrobić wypad do mniejszego miasta / miejscowości. Tam też jest fajnie. A nie tylko Poznań, Wro czy Kraków. Parafrazując: duże chwalicie, małych nie znacie.

Dość o Kielcach.
Weekend był pozytywny bardzo. Jako zwieńczenie koncert w Radiu Luxembourg.

Na Death Row się na szczęście spóźniliśmy. Nie lubimy. Weszliśmy jak grało 666 Aniołów. Chciałem ich zobaczyć od dłuższego czasu, od paru lat właściwie i sie udało. I co? I nic. Cover-band mówi wszystko. Chłopaki próbują dać coś od siebie w postaci chociażby tekstów po PL. Wychodzi to różnie, raz lepiej raz gorzej. Ale porównując z ostatnimi dwoma numerami które zagrali w wersjach oryginalnych, wygląda to niestety marnie. Misfits to Misfits, nie warto nic zmieniać. Dalej były 3 zagraniczne zespoły, więc ludzie zaczęli się bawić. Na naszych kapelach nie wypada, bo to obciach i jeszcze ktoś później na forum napisze że jesteśmy chujowi i włazimy w dupe zespołom. Więc usadowiliśmy sie w punkcie strategicznym przy barze i delektowaliśmy się dźwiękami. Your Demise grało jako pierwsze i było gwiazdą wieczoru. Pomimo dużych problemów z mikrofonem i ogólnie z dźwiękami chyba (zresztą cały wieczór były z tym problemy).
Późniejsze dwie kapele wymienię jedynie ze względów kronikarskich - Blood Stands Still i Furious Styles. Ktoś spadł mi na głowę, ktoś skoczył z baru na ludzi. Koniec. Wieczór udany. Noc ciepła, więc kurtki w rękach.

Tak wyglądał mój i koka weekend Drogi Pamiętniczku.

czwartek, 21 lutego 2008

# 5 - The New Avengers: Illuminati + MAJrvel.

Czytam te komiksy i czytam i po latach okazuje się, że za wielkimi wydarzeniami w Marvelu stała Grupa Trzymająca Władzę. Czyli Xavier, Mr Fantastic, Iron Man, Namor, Dr. Strange i Black Bolt. Oczywiście była to super tajna grupa, więc moja niewiedza była też niewiedzą np Spider-Mana, czy Ljuka Kejdża. Tutaj byliśmy równi sobie. Ten sześcioosobowy skład, był odpowiedzialny między innymi za wysłanie dużego i zielonego Hulka w kosmos, tak żeby już nie sprawiał problemów na naszej planecie. Wcześniej też pare rzeczy udało im się zmajstrować. I o tym jest ta mini seria. Pięć części, zebrane w HCku.

Część pierwsza i piąta dotyczy bezpośrednio tego co dziać się będzie w okresie wakacyjnym w Marvelu, tzn. inwazji Skrulli. Czemu? Jak? Skąd? I kto? Pare odpowiedzi pada w tym komiksie. A co poza tym? Beyonder, Marvel Boy i Infinity Gaunlet. No i bardzo, bardzo sympatyczna rozmowa owej szóstki o kobietach.

Scenariuszowo wszystko jest ok, można sie dowiedzieć co działo się 'za kulisami' wielkich wydarzeń i doszukiwać się jako takich wskazówek co do Skrullinwazji. Graficznie - perełka. Jim Cheung ma sporo talentu i daje mu poszaleć. Jest parę scen, które zapadają w pamięć, plus kilka dwustronicowych paneli prezentujących się bardzo okazale. Problem z tym panem jest taki, że ciężko mu idzie oddać dany numer na czas, przez co opóźnienia jego dzieł są dosyć częste. Bla, bla, bla - polecam.

Dalej Marvel. W tym tygodniu dane było ludzkości poznać zapowiedzi tego wydawnictwa na maj. I co widzimy: W końcu premiera dłuuuugo zapowiadanego projektu Millara 'Marvel 1985' (apropo tego Pana, to postaram sie w najbliższym czasie coś o jego zbliżających się komiksach napisać). I Inwazja w pełni, czyli to o czym wspominałem w drugim akapicie - Skrulle. Drugi numer crossa + tie iny i inne takie. Kup tego jak najwięcej i wydedukuj czy Twój ulubiony heros był tym zielonym potworem z pomarszczoną brodą. Nie, dziękuje. Wystarczy mi główny wątek.

Da się też zauważyć ofensywę jeśli chodzi o Hulka (związaną z premierą 2 części przygód Bannera na ekranach kin), bo oprócz tradycyjnych miesięczników dostajemy i King Size Hulk i Giant Size Incredible Hulk. Jakby tego było mało - Hulk Poster Book. A żeby było jeszcze bardziej zielono, to w Marvel Comics Presents H. wskoczył na okładkę. I to całkiem, całkiem ta okładka (McNiven), więc prezentuje jej najważniejszy fragment z boku. Iron Man Movie też coraz bliżej i w majowych komiksach będzie to można odczuć.. Warto też wspomnieć o kolejnym numerze Kapitana Ameryki oraz zeszyciku z przygodami synka Reeda i Sue z F4 - Franklin Richards: Not-So Secret Invasion (pisane i rysowane przez Chrisa Eliopoulosa - polecam gościa, fajny cartoon).

Na koniec już nic z Marvela. Jeno z Image. Powstała nowa strona zajmująca się komiksami - Comic Book Gazette, a jako taki zachęcacz do odwiedzin służy mini seria Savage Dragona z '92 roku, którą można sobie poczytać zupełnie za darmo o tu. Codziennie dodawana jest jedna strona. A o samym Dragonie będzie tu jeszcze duuuuużo..

..z czasem.

sobota, 16 lutego 2008

# 4 - Zeszyty (1)

Pora na troche nowości, głównie z Marvela.
Na pierwszy ogień idzie numer drugi Ultimates 3. O ile po pierwszym miałem jeszcze nadzieję na 'lepsze jutro' to po dwójce (i po preview #3) wiem, że może być już tylko gorzej. Po klimacie z dwóch poprzednich serii nie zostało nic. Zamiast świetnych dialogów i wciągającej historii, możemy sie raczyć bzdurnym superhero z połowy lat 90tych. Do dupy. I nawet jako takie rysunki nie ratują sytuacji.
Następny w kolejce jest Marvel Zombies 2 #4 - kontynuacja hitu nad hitami z zeszłego roku. Oczywistym jest, że druga seria nie ma elementu zaskoczenia jak to było w przypadku poprzedniczki, więc pozostaje zrobić jak najlepszą historię. Czy wyszło? Nie wiem. Ciężko mi idzie przypomnieć sobie co działo się w poprzednich numerach, więc chyba nie do końca. Jest jakiś konflikt, jest podział, ale czyta się to i zapomina. Może ostatni numer serii będzie czymś lepszym, a cliffhanger z #4 mam nadzieje jest tego miłą zapowiedzią.
X-Men #207 - czyli finał Messiah Complex. Rysuje Bachalo, a więc tutaj nie można mieć większych zastrzeżeń. A jeśli chodzi o to co się w środku dzieje to akcja, akcja i jeszcze akcja. Jest sporo krwi, jest trochę flaków, źli zostają pokonani, więc można iść do domu. Dziecko o które było tyle wrzawy hyc z Cablem do przyszłości, a Charles X. dostaje na deser kulkę w łeb. THE END. Cały cross czytałem mocno wybiórczo bo tylko to co się działo na kartach New X-Men i ten numer, więc nie mnie oceniać czy historia dobra czy zła. Zakończyła się ciekawie, zobaczymy czy reperkusje tego wydarzenia będą miały wpływ na świat mutantów jakiś rok do półtora, czy też rzeczywiście mamy nowy status X-Men (tzn. że jako grupa nie istnieją), który będzie obowiązywał przez najbliższe lata. Hmm. I kiedy wskrzeszą łysego?
Captain America: The Chosen #6 - finał znaczy się. Przy poprzednich numerach mieliśmy chorego, umierającego Capa, komunikującego się telepatycznie z żołnierzem (walczącym bodajże w Iraku). I tak przez 5 numerów. Dobrze przynajmniej że warstwa graficzna jest na bardzo przyzwoitym poziomie. W finale mamy rozwiązanie wszystkich wątków, dowiadujemy sie dlaczego Cap jest w takim stanie w jakim jest i o co mu tak naprawdę chodzi. A domyśleć się tego nie było trudno, widząc w zapowiedziach jeden z wariantów okładek do #6. Tak, tak "wszyscy możemy być Kapitanami Amerykami". Jakie to cudowne i podnoszące na duchu, dające siłę i nadzieję. Ciekawe czy żołnierze USA zostaną zaopatrzeni w wydanie zbiorcze tej historii? Ale kończąc z tym wątkiem to mamy drugą śmierć Kapitana w ciągu ostatnich miesięcy. Ogólnie rzecz biorąc - niezłe.


Więc mini seria się zakończyła, ale run Brubakera trwa nadal. I w Captain America #34 mamy nowego Kapitana! Oczywistą oczywistością było to, że zostanie nim Winter Soldier / Bucky. A cały numer to jego pierwsza akcja w nowym kostiumie oraz kryzys gospodarczy USA - tak to sobie Red Skull zaplanowal. Bardzo dobry odcinek, zresztą podobnie jak wcześniejsze 33 numery. Rzadko kiedy zdarza się taka seria, po którą można sięgnąć bez obaw o jej poziom.
The New Avengers Annual #2 - czyli NA vs The Hood i jego gang. Znowu komiks pełen akcji. Jest dobrze, lecz po Nowych Mścicielach spodziewam sie tego, żeby było bardzo dobrze. Po wielkiej bijatyce Dr. Strange rezygnuje z bycia Avengerem, tym samym cała reszta musi sobie szukać nowego lokum. Jessica Jones zabiera dzieciaka i idzie się zarejestrować, mając dość tego co działo się ostatnimi czasy. A pokonany Hood patrząc w księżyć planuje kolejny atak na Mścicieli. Bendis bardziej mi pasuje w tych numerach, w których jest mniej akcji, a więcej dialogów. Tak więc czekam na NA#38, które zapowiada się jak jedna wielka rozmowa. A później będzie Sekretna Inwazja.

A na koniec coś nie z Marvela, czyli bohater poprzednich dwóch notek - Goon. Tutaj w numerze 20. A w nim: Franky szukający kobiety dla siebie oraz powrót Księżycowego Świetlika i jego dwóch asystentek (znanych chociażby z wydanego u nas Zbira /tom 2/). I tyle. Znacznie lepiej czyta się przygody głównego bohatera w wydaniach zbiorczych, niż w takich 20-sto planszówkach. A graficznie jak zwykle na wysokim poziomie.

Z USA mówił do Państwa Mariusz Max Kolonko.

czwartek, 14 lutego 2008

# 3 - sprawy organizacyjne i nie organizacyjne

Trzeba wyjaśnić, że tego bloga zakładałem z myślą o wrzucaniu tu swoich bazgrołów. Jednak wtedy aktualizacje byłyby rzadziej niż kwartalnie. I tym samym tematem przewodnim będą komiksy i wszelkie podniety na ich temat z mojej strony. O filmach też pewnie będzie. Serialom poświęce pare zdań. A o koncertach będę informował jak tylko coś ciekawego dziać się będzie. Tak to będzie wyglądać - wiecie na czym stoicie i czego sie spodziewać.

To tytułem wstępu, a teraz normalna notka.
Skoro wczoraj było o Zbirze to dzisiaj pociągnijmy ten temat. Panie i Panowie, przed Wami wielce kontrowersyjny łan szot Satan's Sodomy Baby z Dark Horse'a. Czyli coś o czym było głośno jakiś rok temu, że takie obrazoburcze i szargające wszelkie świętości tego układu słonecznego. A co dostajemy? Mniej więcej właśnie to, ale wielkich zaskoczeń nie ma. Na 17stu stronach mamy więc szatańskie dziecko, dymanie knura, dymanie człowieka przez diabła, częste wspominki o analnych przyjemnościach, perwersyjnego księdza i powiększającą się z każdym kadrem diabelską pytę. To nie wszystko - jest jeszcze zgrywanie się z różnych religii, jakieś rasistowskie wcinki oraz jako grande finale - diabelska aborcja. Może to i brzmi zachęcająco, ale jest dosyć chaotycznie. Powell chciał chyba być aż tak kontrowersyjny, że wrzucił na te kilkanaście kartek wszystko co tylko wpadło mu do głowy, nie dbając specjalnie, żeby było to zajmujące i bawiące - oby tylko kręciło się wokół odbytu. Nie mówię że jest źle - jest dobrze (za drugim czytaniem naprawde mi się to podobało), ale zapowiadało się lepiej.

Na koniec mamy jeszcze dwie dwuplanszowe tyci tyci historie: pierwsza o homopresjii homospołeczeństwa, a druga o .. hmm.. piersiach, zwanych też cyckami. Główne role grają tu wyżej wymienione oraz Franky i jest to zdecydowanie najmocniejszy akcent tego zeszyciku. Siedemnaście kadrów, a każdy następny lepszy od poprzedniego. I chociażby dlatego warto to kupić. Jeśli jeszcze się da. Bo oprócz tego że to taka superzajebista kontrowersja, to na dodatek ma to nigdy nie wejść do jakiegoś wydania zbiorczego. Czy tak będzie, czas pokaże. Osobiście szczerze wątpię.

A z plotek i ciekawostek to Warszawskie Spotkania Komiksowe coraz bliżej. Zapowiada się nieźle - sporo albumów które dobrze by było mieć u siebie. W tym Na Szybko Spisane vol2 na które czekam najbardziej.

Za wielką wodą strajk scenarzystów dobiega końca i są już jakieś konkrety-niekonkrety a propo seriali:
- Lost - oprócz 8 już nakręconych odcinków 4serii, powstanie 5 lub 6 które też wyjdą jako vol4.
- Dexter - trzecia seria dopiero na jesieni.
- My Name Is Earl - przełom kwietnia i maja wznowienie serialu i można się spodziewać od 5 do 10 nowych odcinków.
(info: filmweb)

Jupikajej madafaka.

środa, 13 lutego 2008

# 2 - Goon: Chinatown and the Misery Of Mr. Wicker

"This Ain't Funny" - głosi pierwsza strona. Ciężko uwierzyć, w końcu Goon / Zbir to czysta rozrywka, a Powell nie dość że rysować umie to i humor ma przedni.

Ale tutaj tego humoru jest malutko, ot pare motywów przy których uśmiechniecie się pod wąsem (i to młodzieńczym, bo wiadomo że komiksy są dla zakompleksionych chłopaków - dziewczyna komiksu nie weźmie nawet przez papier i po pijaku).
Więc o czym ten komiks zapytacie? A ja Wam odpowiem: o miłości i przyjaźni jest ten komiks. Ohyda co? No ale niestety, jest o czym jest i zmienić sie tego nie da. Co najwyżej można nie czytać.

A nie czytając straci się sporo.

Zaczyna się to dawno, dawno temu, kiedy Zbir wychowywał się u cyrkowej ciotki Kizzy i kiedy po raz pierwszy (to sobie chyba dopowiedziałem w sumie) dopuścił się kradzieży.

Dalej natomiast mamy dwie przeplatające się historie - przeszłość i teraźniejszość. Przeszłość to już ta gdzie główny heros jest prawą ręką Labrazzia, a jego twarz nie jest jeszcze oszpecona. Ta część to "Chinatown". Teraźniejszość to historia "Mystery of Mr. Wicker" i znany nam Norton's Pub i brzydszy Zbir.

Dzięki tym historiom możemy poznać Zbira od trochę innej - nie bucowej - strony, gdzie gada sporo i coś chce w swoim życiu zmienić. Bójki i szemrane interesy schodzą na dalszy plan (ale są), a na pierwszym mamy przyjaźń wystawioną na próbę i miłości trochę.

Wszystko to w świetnej oprawie graficznej z dużą ilością akwareli. Pan Powell przeszłość pokazuje nam w sepii, teraźniejszość to już trochę więcej kolorów, jednak nie tyle co chociażby w Taurusowych wydaniach Zbira.

Jest cicho, smutno i pusto, czyli chyba tak jak w środku Zbir się czuje.

Co warto jeszcze nadmienić, to to, że mamy tutaj do czynienia z nowelą graficzną, nigdy wcześniej nie publikowaną. Tzn nie w zeszytach.
Od początku do końca obcujemy z całkowicie premierowym materiałem, ładnie wydanym, na grubej kredzie, w HC'ku. Bez dodatków w postaci przedmowy, czy szkiców ale tutaj jest to zbędne - historia broni się sama.

Polecam? Polecam.

Na deser jeszcze Zombies vs Robots vs Amazons #2 - znacznie to lepsze niż numer pierwszy, który ciekawą miał jedynie ostatnią stronę. Zombie walczą z Amazonkami a Roboty mają pełne ręce roboty z Zombie Minotaurem (moooeeeat!). Dobre. Ashley Wood w formie. Za jakiś czas finał tej historii, zobaczymy czy będzie kontynuacja.

PS. A jeśli miałby powstać film fabularny o Zbirze to zgłaszam kandydata do roli Frankiego aka "Nóż w oko!" - Masuka z Dextera. A tak z imienia i nazwiska to Charlie Lee.

wtorek, 12 lutego 2008

# 1 - prolog

Ciężka sprawa z tym blogowaniem. Bo tak, chcesz coś pisać. Ale gdzie? Na szczęście tutaj było łatwo, bo wiadomo - blogspot jest trendy i jazzy i jak chcesz pisać trochę o komiksach to wybór jest jeden. W końcu na blogspocie jest i Śledziu i Ashley Wood, więc towarzystwo doborowe.

Niby łatwo poszło, ale dalej problem poważniejszy - nazwa.
Po prostu 'arcz'? Zajęte (el abismo de arcz). Dalej wpychać wszędzie to swoje 'page29'? Od biedy można, ale też zajęte (A Year in the Life of a U.S. Senate Page). Do trzech razy sztuka. Tym razem ulubiona onomatopeja - POW! Z dostępnością podobnie jak przy dwóch powyższych..
Więc, stanęło na innej onomatopei - BRAKKA-BA-DOOM - wprost ze stron Savage Dragona. Ciężko może zapamiętać, ale zawsze można dodać do ulubionych i problem z głowy :]

Punkt trzeci to sam wygląd. A w zasadzie szablon. Na szczęście blogspot jest tak stworzony, że kilka kliknięć wystarczy żeby wyglądało to tak jak się chce i można pisać - super.

Najgorsze na koniec - jako taka systematyczność we wpisach.. Więc dam z siebie wszystko.